poniedziałek, 2 stycznia 2012

Psi stres

Wkleję tylko to, co rano zdążyłam zrobić i spadam. Chyba się grypa mi kłania. Całe popołudnie L.B w łóżku. Do lekarza? Przy tym całym szumie z refundowanymi na zasadzie ene due rabe- czerwone, zielone, żółte a  na białe bęc! jakoś odechciewa się oglądać białe kitle.Tym bardziej, że w mojej europejskiej wsi lekarze przyjmują trzy razy w tygodniu. Ci lekarze, bo jakiś "dyżur" w pozostałe dni w ośrodku też jest. Tylko, ja bardzo przepraszam, jeżeli ten "dyżur" aplikuje mi przy silnym zapaleniu płuc biseptol, to...mogę tylko opatrzności dziękować, że nie przejechałam się przedwcześnie na ten obiecany rajski zaświat. Owszem, mogę w pozostałe dni pojechać do wsi ościennej, bo NZOZ obejmuje dwie miejscowości. Kolejka tam jest jeszcze dłuższa. Trzeba mieć zdrowie, żeby przeczekać ponad 2 godziny po wyznaczonej w zapisach. Zuza ma uraz od Sylwestra. Za Chiny nie chce iść na wieczorny spacer. W Sylwestra profilaktycznie zabrałam ją do ogrodu około 18, bo chciałam uniknąć późniejszych huków. I pech chciał, kiedy byłyśmy mniej więcej w jednej trzeciej drogi, nad naszymi głowami "rozbił" się sztuczny ogień. Potem drugi i trzeci. Jakiemuś skubańcowi strzeliło do kosmatego łba posłać je w stronę cudzych ogrodów, bo ... nie ma tam ludzi? Biedna Zuzia mało nóg nie połamała pędząc w ciemności do domu. Wczoraj, kiedy wychodziliśmy przed dom, ona wchodziła do łazienki i chowała się za ubikację. W domu chodziła za mną krok w krok. Dzisiaj rano poszła na spacer, ale wieczorem nawet kawałkiem kiełbasy jej nie wywabiłam. A to taki łakomczuch. Ciekawa jestem, jak długo to potrwa. W tym miesiącu musi przejść zabieg- jakiś guz na podbrzuszu do wycięcia. Boję się o nią. Jest już dosyć stara i jedną poważną operację ma za sobą. Odwlekam, ale wiem, że trzeba.


Dzisiejszy ranek








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz