niedziela, 25 grudnia 2011

Poranek w śniegu

Zauważyłam, że na tamtym blogu zaczyna się robić ciasno. Czasem mam tyle do powiedzenia, taką dużą potrzebę poruszenia różnych tematów, że nie dawałam szans czytającym na jakąś chwilę refleksji, bo już następny post leciał. Zdjęcia też dużo miejsca zajmowały i  ograniczałam liczbę zamieszczanych. 
Ten blog to, przede wszystkim, świat, jaki codziennie widzę, rzeczywistość, którą "czuję" wszystkimi zmysłami. To myśli, wrażenia, uczucia bez zważania na ciągłość, styl, logikę. Tak, jak lecą myśli, takie snucie...
 Zdjęcia zrobione w piątek o 8 rano. Ranek z mrozem. Wschodzące słońce przecudne. Dawało taki ciepły rudy poblask na wszystko.
   Ten płot fotografowany już był nieraz. Stary płot siatkowy ma chyba około 40 lat. Ogradzał ogród wokół   poprzedniego domu, w którym mieszkali rodzice (ja tylko 7 lat). Po wywłaszczeniu, tata zabrał na nowe siedlisko i ten stary płot. "Zabytek" nie do zdarcia. Nad ranem pewnie była mgła, bo na oczkach jest szadź.
    Lubię "łapać" słońce. Pierwsze wrażenie nijakie. Rośnie sobie tuja koło ogrodzenia, słońce na nią świeci. A  z drugiej strony....
  "Pod włos", a może raczej "pod igłę.
Miałam dalej sobie... komputer mi fiksuje. Zamienia litery i wtedy muszę resetować. Taka siatka płotowa stwarza przyrodzie wiele możliwości. Niedawno zawisły na niej mgielne wodne paciorki. Teraz szadź i pacynki śniegu
    Prawdopodobnie to Fałat powiedział, że nie ma białego śniegu. Sam malował śnieg w odcieniach błękitu, szarości, odbitego blasku ognia, promieni słonecznych itp. Udało mi się złapać kolor porannego słońca i chyba te "diamenciki" gdzieniegdzie. Zawsze zachwycały mnie wielkie połacie czystego śniegu, błyszczące od załamujących się promieni słońca. Kiedy byłam smarkulą bawiło mnie "naruszanie" tej czystości i robienie ścieżek przez całe pole. Wchodziłam w głąb ogromnego pola peegerowskiego i na samym środku oslepiającej bieli, czułam się niesamowicie wolna. To był mój mikrokosmos. Zresztą to samo czułam latem wśród trawy, która przed pierwszym pokosem często sięgała mi do pasa.
    Zuzka lubi śnieg. Lubi leżeć na śniegu i grzać futro w zimowym słońcu.
    Zuzia, która jest wielką moją radością.
    Antarktyda? Chmury? Kawałek trawnika pod śniegiem.
    Śnieżne miotły. Bez śniegu te gałęzie są niezbyt interesujące. Kilka razy już zamierzałam je ściąć, ale robią zieloną plamę przy wejściu w aleję sosnową. Po ścięciu zrobiłaby się jeszcze mniej ciekawa "dziura".
I zwykłe, a dla mnie niezwykłe, wróble bywają fotogeniczne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz